Forum Poświęcone Duchowości Monastycznej
» FAQ
» Szukaj
» Użytkownicy
» Grupy
» Galerie
» Rejestracja
» Profil
» Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
» Zaloguj
Forum Forum Poświęcone Duchowości Monastycznej Strona Główna
->
Monastycyzm
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
NIE
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Ogłoszenia
----------------
>> ZANIM NAPISZESZ, PRZECZYTAJ <<
Kupie/Sprzedam/Zamienie
Pytania do Administratora forum
Dyskusje
----------------
Monastycyzm
Swobodna Dyskusja
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
SILENTIUM
Wysłany: Nie 13:46, 16 Wrz 2007
Temat postu: Opis obyczajów za panowania Augusta III - O stanie duchownym
Cytat:
Jędrzej Kitowicz (1728-1804)
Opis obyczajów za panowania Augusta III - O stanie duchownym
O kamedułach i kartuzach
Kameduli i kartuzi. Te dwa zakony prowadzą życie pustelnicze, siedliska swoje mają w borach; kameduli swego klasztoru nie zowią klasztorem, tylko eremem, domki mają dla każdego osobne, a w pośrodku kościół. To zaś wszystko zabudowanie opasują murem lub drewnianym parkanem, podług możności; chodzą w bieli, od którego koloru nazywają ich pospolicie bielanami. Gdy są w drodze, zażywają do obuwia trzewików albo botów, w eremie zaś chodzą na trepkach drewnianych, na pończochę sukienną wzutych, a do ołtarza idąc biorą na nogi pantofle, których dlatego stoi zawsze w zakrystii po kilka par. Habit ich: suknia długa, na tej szkaplerz równy z nią, pasem sukiennym wąskim przypasany. Przy sukni kaptur przyszyty. Płaszcz spinający się pod szyją na guzik kościany, okrywający plecy i ramiona. Bez którego płaszcza z celi, czyli chatki swojej, nie wychodzi nigdy żaden kameduła, nawet jeden do drugiego. Sypiają w habitach, ale bez płaszcza. Mięsa w eremie nie jadają, w domach poufałych w gościnie jedzą, ale bardzo rzadko i w osobności albo w małej kompanii. Chorzy także za pozwoleniem przełożonego i z rady lekarza używają mięsa. Stół pospolity dla całego zgromadzenia w refektarzu nie bywa u nich, tylko dwanaście razy do roku, w pewne święta. W inne dni każdy jada osobno w swojej rezydencji. Kiedy jedzą w refektarzu, tedy do napoju nie zażywają szklanek, ale miseczek glinianych płaskich, wyrażając w tej manierze dawnych pustelników, którzy brali napój żółwimi skorupami; kaczki dzikie, nurkami i łysicami zwane, także bobry, wydry i żółwie jedzą za ryby, ponieważ te zwierzęta, według naturalistów, mają więcej przyrodzenia wodnego niż ziemnego; brody noszą zapuszczone, głowy całe golą, zostawując tylko wąziuchną jak sznurek dokoła koronę.
Śpiewają w chórze tonem jednostajnym jak reformaci, każdą godzinę kanoniczną odprawują z osobna i po każdej wychodzą z kościoła do swoich domków, podług rozmierzonego czasu do różnych zabaw. Mszą pierwszą zaraz po prymie albo przed prymą odprawuje przeor, ostatnią konwencką po nonie hebdomadariusz, inni zaś księża wszyscy, wielu się ich znajduje w eremie, po tercji w jednej godzinie msze odprawują, a to dlatego, żeby w chórze było ich więcej, do którego u nich należą nawet i laikowie. Mszy śpiewanej nigdy nie odprawują, tylko czytaną (do której w dni solenne przydają turyfikacją, czyli kadzenie), chyba gość jaki śpiewa mszą podczas nabożeństwa otwartego, które bywać u nich zwykło raz albo dwa razy do roku, i na ten czas wolno białej płci wchodzić do ich kościoła. Taki odpust zowie się terminem kamedulskim ingres, na który tysiącami schodzi się do nich lud rozmaitej kondycji panów, pań i pospólstwa, a zajrzawszy tylko wielu do kościoła, cały czas trawią w puszczy na przechadzce i różnych zabawach; ponieważ zaś kameduli w wytwornym ochędóstwie trzymają swoje kościoły, przez to po każdym ingresie umywają pawiment kościelny, zbywając tym sposobem kurzawę, błoto i pchły, naniesione do kościoła, osobliwie od kobiet, których się ten owad rad trzyma. Co dało pospólstwu przyczynę do rozumienia, iż kameduli tak się brzydzą kobietami, iż ich ślady nawet z kościoła swego zmywają.
Kazania w ich nabożeństwie nie masz ani spowiedzi dla niewiast w ich kościołach od ich zakonników. Jeżeli wezwani do cudzego kościoła, co się trafia najwięcej do parochialnego, mają potrzebę przyjmowania spowiedzi od białej płci, to biorą na taki przypadek od swego przełożonego pozwolenie. Sami dla siebie ku pożytkowi z słowa bożego miewają egzorty mocne w kapitularzach, gdzie przełożony w sposobie zwyczajnym nauki duchownej gromi wady i błędy jakie, w swoim zgromadzeniu postrzeżone. Groby u nich są tak czyste i powietrze w nich tak wolne, że żadnego zaduchu ani wilgoci z siebie nie wydają; chowają umarłych swoich i inne osoby świeckie w katakumbach, czyli lochach murowanych. Wsunąwszy umarłego w katakumbę zasklepiają pięknie cegłą i wapnem, pisząc na wierszchu, czyli facjacie, katakumby lata życia zmarłego, rok i dzień śmierci i pogrzebu. A gdy wszystkie katakumby zostaną trupami napełnione, wyjmują najdawniejszego, przenoszą prochy jego i kości do kostnicy pospolitej, a świeżo przybyłego nieboszczyka wsadzają w katakumbę wypróżnioną.
Erem ich, czyli klasztor, koniecznie musi być drzewem przynajmniej na pół staja opasany, choćby dalej było pole; i nie wolno żadnego drzewa z tego okręgu klasztornego ściąć pod ekskomuniką, aby tak klasztor opasany drzewem lepiej oznaczał pustynią. Nauk wysokich nie mają, tylko teologią moralną z kazusów, nie z argumentów złożoną. Przeor w klasztorze zawiaduje tak duchownymi, jako też doczesnymi interesami samowładnie. Do interesów doczesnych ma pomocnika, który się nazywa rządcą, ale bez dołożenia się przeora niczym nie rządzi. Lubo zaś w rzeczach ważniejszych przeor obowiązany jest składać radę z starszych zakonników, przy nim jednak decyzja. A że niektórzy przeorowie nadciągnąwszy sobie władzy, zmówiwszy się z wikarym generalnym (o którego urzędzie będzie zaraz) i utrzymując się nawzajem, rządzili się absolutnie, gnębiąc swoich przeciwników, stąd urosła między nimi konfederacja jednych przeciwko drugim, czyli proces do generała i do Rzymu, który aż świecki ksiądz, delegat apostolski Wojciech Skarszewski, kanonik kamieniecki, mąż wielkiej roztropności - uspokoił, wszystkich samowładzców jako gwałcicielów ustaw zakonnych z urzędów pozrucawszy i za niesposobnych do piastowania ich na zawsze osądziwszy.' Wikary generalny u kamedułów to znaczy, co w innych zakonach prowincjał, z tą różnicą, ii ma sobie przydanych dwóch konsultorów z równą swojej władzą, bez których nic czynić nie może, ale dyspozycje wszystkie on tylko jeden z drugim, który się wtenczas tytułuje sekretarzem, podpisuje. Wszystkich eremów kamedulskich jest w Polszcze i w Litwie siedym. Patriarchą tego zakonu jest św. Romuald.
Kartuzi kolorem i krojem habitu podobni są do kamedułów z tą różnicą, że szkaplerzów nie przypasują, ale na wierszch pasa kładą, spięte na bokach kawałkami sukna takiegoż jak i szkaplerze, i że w podróży nie białych, ale czarnych palendronów zażywają. Brody golą, koszul płóciennych zażywają, pod które na gołe ciało kładą szkaplerz ostry z włosia końskiego; komory, czyli cele, do mięszkania mają pod jednym dachem, otaczające kościół, murem dokoła opasane i fortą zamknięte. Do chóru nie chodzą co dzień, tylko w prywatnych celach za daniem znaku każdy nabożeństwo odprawuje. Do mszy jednej tylko co dzień wychodzą do kościoła, do której ubierają się nie w zakrystii jak inni księża, ale przy ołtarzu; ubrany ksiądz przed zaczęciem mszy wspiera się prawym bokiem na ołtarzu, kładąc głowę na dwu palcach tejże ręki i w takiej posturze czyni medytacją przez kwadrans, po odprawieniu której zaczyna mszą świętą. Jadają także osobno w celach prócz pewnych dni, w które schodzą się do refektarza.
Mięsa nigdy nie jedzą, nawet chorzy, obowiązując się ślubem przy profesji nigdy go nie kosztować, chociażby dlatego śmierć nastąpić miała. W święta pewne schodzą się do chóru, do którego gdy zadzwoni zakrystian, pierwszy nadchodzący odbiera od niego dzwonek i dzwoni póty, póki nie nadeńdzie drugi; i tak kolejno jeden drugiemu ustępując dzwonka, ostatni kończy dzwonienie, po którym dopiero wszyscy zgromadzeni zaczynają nabożeństwo; co dlatego czynią, aby prędzej do chóru pospieszali wiedząc, że trzeba wprzód dzwonić i podług czasu wymiaru przestać, toż dopiero chór zaczynać. Gdyby się więc trafiło, żeby który po wyszłym czasie dzwonienia nie nadszedł, delegują zaraz jednego spomiędzy siebie do dowiedzenia się, czemu nie przybywa. Jeżeli posłaniec przyniesie do czekających w chórze wiadomość, że nie przybywający jest chory, modlitwą szczególną polecają go Bogu; jeżeli nie stanął z przyczyny opieszałości, odbiera od przełożonego karę. Śpiewają tonem reformackim, ale niższym głosem i z wielkimi pauzami.
Niewiasty w ich kościołach nigdy nie bywają. Milczenie zachowują ustawiczne w klasztorze; nawet kiedy przechodzi jeden wedle drugiego, nie wolno mu przemówić innego słowa, tylko te dwa: "Memento mori"; konwersują jednak z sobą na migi i przez karteczki. Żeby zaś takowa samotność nie wprawiali ich w melancholią, dwa razy w tydzień wychodzą razem wszyscy na rekreacją, podczas której mają wszelką wolność mówienia i bawienia się jeden z drugim. Lecz na niewiasty poglądać nie wolno im nawet i z daleka; dlatego wychodzić mających na rekreacją poprzedza całogodzinne dzwonienie, aby niewiasty, jeżeli się znajdują w tamtej stronie, w którą idą kartuzi, na bok opodal ustępowały. Ze zaś klasztory mają w własnych dobrach, więc niewiasty, jako ich poddane, uwiadomione dniem wprzód. w którą stronę panowie ich wynindą na rekreacją, usłyszawszy dzwon, co prędzej z tamtego miejsca uciekają, nawet podczas żniwa, aby nie były karane, gdyby niespodzianym spotkaniem oczy, światu obumarłe, obraziły. Jeżeli zaś jaka obca niewiasta przejeżdżająca albo przechodząca napadnie na kartuzów, wtenczas nie ona przed nimi, ale oni przed nią uciekają; w podróżach znajdujący się kartuzi tego wstrętu do białej płci, ile niepodobnego do zachowania, nie obserwują.
Przeor i prokurator nie mięszkają w klasztorze, ale za fortą przed klasztorem; i gdy się trafi, że który z tych dwóch gwałtowną chorobą umrze za fortą, nie chowają go w grobie communitatis, ale w osobnym, dla tych dwóch urzędników za fortą wystawionym. Przeor ma czasy pewne wchodzenia do klasztoru dla odprawiania kapituły i odebrania wiadomości o sprawach zakonników, a po odbyciu swojej powinności nie nocuje w klasztorze, ale powraca do swojej rezydencji. Podprzeorzy, zamknięty razem z drugimi w środku klasztoru, cały rząd sprawuje. Zdawszy na przeora i prokuratora kartuzi wszystkie doczesne interesa, sami się tylko bogomyślnością zaprzątają. Tego zakonu w Polszcze tylko się trzy klasztory znajdują: jeden pod Gdańskiem, wielce bogaty, dla czego Niemcy nie zowią ich ordynaryjnym zwyczajem, jak innych zakonników, na przykład: "dominikanie, bernardyni", ale z przydatkiem drugiego słowa: "panowie kartuzi". Drugi klasztor mają w Litwie, w Berezie, trzeci w Gidiach, w Polszcze, kilka mil od Częstochowy. Klasztory swoje nazywają kartuzjami; fundator ich zakonu jest św. Bruno.
O cystersach
Cystersi prowadzą swój początek od świętego Bernarda, opata klarewalleńskiego, nie tylko świątobliwością życia, wysoką nauką, ale też i opowiadaniem krucjaty sławnego, który będąc zakonnikiem świętego Benedykta, regułę jego zreformował. Krój habitu cysterskiego nie różni się od benedyktyńskiego, ale się różni innymi okolicznościami; najprzód, że mają dwa kolory, habit biały, kaptur, szkaplerz i pas czarny. Szkaplerz przypasują pasem. Zimą i latem noszą habity z lekkiej materii kamlotowej, szkotowej albo kromrasowej, pod które podkładają w zimie kaftany futrem podszyte, w lecie lekkie. Do chóru biorą togi białe wielkie, szerokie, fałdziste, z rękawami wielkimi i kapturem, kołnierzyków używają malowanych błękitno jak świeccy księża, sprzączek do trzewików srebrnych. W drodze noszą palendrony czarne, do świeckich sutannów podobne. Głowy golą jak benedyktyni, wąską dokoła zostawując opaskę, ale rzadko się goląc, a przeto włosom długo wyrastać pozwalając, często mają tak zarosłe głowy, że się od głów świeckich księży nie różnią. Czapki w klasztorze noszą wykrawanki, latem gładkie, zimową porą lisim futrem lub barankami podszyte, z opuszką takąż jak podszewka. Za klasztorem noszą czapki okrągłe z szerokim baranem czarnym lub siwym albo w cieplejszą porę kapelusze. Bielizny używają dosyć cienkiej, około rąk spod rękawów wydatnej, i we wszystkim stroju znaczne zachowują ochędóstwo. Nowicjuszowie u nich mają habity sukienne białe, ze wszystkim do kamedulskich podobne. Po skończonym pierwszym roku nowicjatu i uczynionej profesji, biorą inny habit, wyżej opisany, ale jeszcze drugi rok muszą odbywać pod dozorem magistra nowicjuszów, dla doskonalszego nawyknienia cnót zakonnych: pokory i posłuszeństwa. Potem dopiero idą na studia i do innych promowują się urzędów, jako też stopniów kapłaństwa.
Rząd u cystersów jest monarchiczny. Opat włada absolutnie wszystkimi urzędami zakonnymi, które podług swojej woli rozdaje albo z nich składa. Do dóbr tylko klasztornych nie wdaje się, mając dobra swoje, od klasztornych oddzielne; wszakże gdy mu czego zabraknie, pożycza czasem od klasztoru na wieczne nieoddanie. Przeor jest tylko wykonywaczem woli i rozkazów opata, bez którego rady i zezwolenia nic nie czyni. Podprzeorzy zatrudnia się tylko samym chórem, prowizor ekonomią dóbr, ale na wsi nie mięszka jak benedyktyński, tylko w klasztorze. Jeżeli objeżdża pobliższe wsie klasztorne, na noc powinien powrócić do klasztoru. Gdzie zaś odległość miejsca jednym dniem powrotu do klasztoru nie pozwala, tam na wsi może nocować, a czasem podług potrzeby i dłużej nad dzień zabawić, lecz w takiej potrzebie kilkodniowej pospolicie znajduje się z nim przeor lub inny drugi zakonnik, do pomocy prędszego odbycia interesu przydany. Lektorowie pilnują szkoły - i to jest cała suma rządu cysterskiego i ich starszyzny. Mają także cystersi probostwa i plebanie parochialne, które opat rozdaje subiektom podług swojej woli, a tak wszelka promocja dependuje od woli opata. Dla czego u cystersów nie masz żadnych konsultacyj ani konsultorów; jeden tylko przypadek śmierci opata daje im prawo wolnej elekcji innego. Po obraniu którego natychmiast przestają być wolnymi, a stają się niewolnikami świętego posłuszeństwa, które nowo obranemu opatowi poprzysięgają.
Ten, który sprawuje najwyższą władzą całej prowincji, nazywa się u cystersów komisarzem i sześć lat ciągłych tę funkcją sprawuje. Generał zakonu, mięszkający w Francji, dawał cystersom polskim komisarzy wolą samowładną, nie stosując się bynajmniej do instancji prowincji za osobą żądaną, od zasług i talentów akceptacją zyskującą, gdy druga osoba - lubo mniejsza w zasługach - rekomendacje za sobą od magnatów albo od dworu przynosiła. I ten zwyczaj nadawania komisarza trwał aż do początków panowania Augusta III, pod którym cystersi polscy, wziąwszy się za ręce, wyrobili sobie w Rzymie brewe, mocą którego już potem generał nie mógł im nadawać komisarzów podług woli swojej, ale musiał potwierdzać tego, którego prowincja na kapitule generalnej większością wotów sobie obrała. Wszakże po takiej konstytucji - za rzymskim brewe między generałem zakonu a prowincją polską zapadłej - wydarzył się przypadek jeden, iż ta konstytucja nadwerężoną została:
Konstantyn Iłowiecki, opat lądzki, obrany był na generalnej kapitule komisarzem większością wotów. Rogaliński, podówczas opat wistycki, człowiek rozumu głębokiego i edukacji wysokiej, ale w powołaniu młodszy, miał także po sobie kilka wotów, przy których chcąc się koniecznie utrzymać komisarzem, wbrew elekcji Iłowieckiego pobiegł z nimi do Francji, do generała, od którego za wielkimi instancjami różnych panów polskich duchownych i świeckich otrzymał konfirmacją swojej elekcji z odrzuceniem Iłowieckiego.
Oprócz niektórych opatów, krwią z Rogalińskim złączonych, cała prowincja trzymała stronę Iłowieckiego; a tak między tymi dwiema opatami urósł w Rzymie wielki proces, w który wszyscy opatowie i klasztory, temu lub owemu posłuszne albo nieposłuszne, wplątane zostały. A że ten proces ciągnął się daleko dłużej niż funkcja komisarska sześcioletnia, więc nareszcie strony już nie o funkcją komisarską, z czasem uniesioną, ale o zgwałcenie konstytucji między sobą walczące, za wdaniem się dworu i obu stron przyjaciół i familii zostały pogodzone. Rogaliński został przywrócony do opactwa i promocji dalszej, od czego obojga odpadł był sądem komisji rzymskiej, lubo na powrót do wyższej instancji Stolicy Świętej powołanej, i po skończonej kłótni został na lepsze opactwo bledzewskie przeniesiony. Iłowiecki zaś miał tę satysfakcją, że nie widział komisarzem Rogalińskiego, a sam piastował tę dostojność po kilka razy i na niej umarł.
O benedyktynach
Benedyktyński zakon, z między wszystkich zakonów łacińskiego obrządku najdawniejszy, szczep swój od świętego Benedykta prowadzący, wielkimi słynie w Kościele bożym i ludzkim towarzystwie zasługami: oni nam dochowali wszystkich ksiąg boskich Starego i Nowego Testamentu, oni wypolerowali nauki, oni największe ciemności starożytnych dziejów mądrym i pracowitym piórem objaśnili. Tego zakonu syn, mąż wielce nauką stawny, Kalmet, w państwie cesarskim żyjący, z dobranymi pomocnikami dotychczas nie przestaje wydawać w największej obszerności tomowych ksiąg, miejsca przytrudne Pisma bożego objaśniających, kwestie rozmaite różnych rozumów z tegoż Pisma wyciągnione ułatwiających, przesądy ludzkie w rzeczach wielkich gruntownymi przyczynami tak w teologicznych, jako i w historycznych materiach zbijających, wielkie oświecenie literaturze przynoszących. Oni pracowitymi rękami swymi głębokie puszcze i dzikie pola w żyzne grunta przemienili i podawszy ludziom sposób rolnictwa, kraje puste w ludne i bogate zamienić, stali się autorami. Najdawniejsze ich dwa monastery: kassyński w Hiszpanii i kluniaceński w Francji, są głowami monasterów naszych benedyktyńskich polskich, których w Polszcze i w Litwie rachuje się dziewięć. Z Kassynu najpierwej sprowadzeni benedyktyni do Tyńca pod Krakowem, rozszerzyli się z czasem po nowo przybywających fundacjach: w Sieciechowie, na Łysej Górze (inaczej u Św. Krzyża zwanej), w Płocku, w Mogilnie za Gnieznem, w Nieświeżu, w Horodyszczu i Trokach w Litwie. Te osim monasterów składały najprzód prowincją (którą benedyktyni swoim terminem zowią kongregacją) benedyktyńską polską.
Każdy monastyr ma swego opata, który dogląda tylko, aby się w klasztorze, czyli monasterze, działo wszystko podług świętej reguły, ale w szczególne rządy i interesa zakonne nie wchodzi. Przeor i dyskreci, pod prezydencją opata obierani co trzy lata, wszystkim zawiadują. Opat w klasztorze nie mięszka i nic wspólnego z mnichami w rzeczach doczesnych nie ma. Ma swoje osobne dobra, z których się utrzymuje. Gdy jednak dla jakiej sprawy duchownej chce się zabawić w klasztorze, natenczas dają mu mnisi stancją i wszelką wygodę, oprócz wina, w które powinien się przysposobić, aby się i sam miał czym posilić, i mnichów starszych za okazaną sobie ludzkość poczęstować. Opat każdy jest dożywotni, wyjąwszy opata nieświskiego, który podług woli fundatorskiej bywa obierany co pięć lat. Nie ma dóbr ani stołu osobnego, tylko razem z mnichami, z przydatkiem na jego drobne potrzeby pięciuset złotych na rok, inne, większe, monaster mu opatruje. Przeorowie i wszyscy inni oficjalistowie zakonni są tylko trzechletni, lubo jeżeli się dobrze sprawują, mogą być na drugie i trzecie trzy lata od zgromadzenia potwierdzeni. Stopniów wyzwolonych od rządu pospolitego między sobą nie znają żadnych. Skończywszy na przykład przeorostwo albo lektorstwo szkolne czyli inny jaki urząd, nic więcej nie znaczy benedyktyn, tylko prostego mnicha, takiego jak i ten, który jeszcze żadnej funkcji nie piastował. Wygoda i powinność wszystkim równa. Starszeństwa zysk ten jest jedyny, iż przeorowi doradzać w jakich sprawach większej wagi i oprzeć się jego zdaniu - oni sami moc mają. Ale w elekcjach na urzędy kreski idą tak od starszych, jak od najmłodszych, i większość kresek przeważa. Stąd rząd benedyktyński możno nazwać rządem republikanckim.
Oprócz klasztorów albo monasterów formalnych, w których się rachuje po 40 i po 50 mnicha, trzymają także beneficja curata4, przy których mięszkają po jednemu, po dwóch i po kilku przy dostatniejszych. Na takie beneficja wysyłają zasłużonych i nie odmieniają ich co trzy lata, ale pospolicie w podeszłą starość zbierają ich do klasztoru, a innymi miejsca wakujące osadzają. Kiedy zaś nie umie się który rządzić na beneficjum albo się źle sprawuje, takiego czasem i w pierwszym roku rewokują. Prowizor u nich jest urząd najlepszy, znaczy ekonoma generalnego nad dobrami klasztornymi, które wszędzie mają znaczne. Prowizor mięszka na wsi, rządzi się polubownie z niejaką informującą bardziej niż radzącą się referencją do przeora. Ma naznaczoną dla siebie pensją i niektóre pozwolone pożytki, z których opatruje się w grosze na przyszłe mięszkanie klasztorne wygodne. Wolno albowiem benedyktynom mieć własne grosze za dozwoleniem przełożonego. Corocznie klasztorowi oddaje rachunki włodarstwa swego i kiedy się dobrze rządzi, a przy tym umie sobie ujmować mnichów, długo trwa na urzędzie, inaczej prędko z niego spada, gdy albo w rzeczy gospodarskiej nie wersal, albo też, co prędzej rujnuje, przyjaciół nie ma.
Mają benedyktyni przy monasterach swoje studia, ale nie wszystkich do nauk górniejszych aplikują, wyjąwszy teologią moralną, której przed dostąpieniem kapłaństwa wszyscy się uczyć muszą; do spekulatywy i filozofii nie przymuszają nie mających ochoty. Strój benedyktynów jest trojaki: w klasztorze, w celach i do refektarza, jako też i za klasztor niedaleko chodzą w spodnim habicie, który jest: suknia czarna, w zimie sukienna, w lecie kamlotowa, do ziemi długa, fałdzista, na przodku od nóg do pasa zaszyta, z rękawami opiętymi, z kołnierzykiem wąskim, białym płótnem obszytym. Pas czarny, roboty pasamońskiej, włóczkowy, na sukni szkaplerz długi, przez głowę zawdziewany, z przodu i z tyłu wiszący. Głowa ogolona, z wąską jak sznurek koroną. Na nogach trzewiki albo boty. Na habicie kaptur maty, spiczasty, na kształt muceta. Pod kapturem na głowie czapka wykrawanka z futrem albo bez futra, według pory czasu. Idąc do chóru lub na procesją, kładą na siebie wielkie kapy czarne, rasowe, niezmiernie fałdziste, niemal nad wzrost dłuższe, z kapturem wielkim, z kapą zszytym, i rękawami wielce szerokimi, aż do ziemi wiszącymi. Kiedy są w drodze, używają na wierszch habita palendronów takich jak świeccy księża i czapek okrągłych z szerokimi czarnymi lub siwymi barankami.
Nabożeństwo w ich kościołach jest każdemu stanowi i płci otwarte, miewają kazania, procesje i bractwa, najwięcej szkaplerzne albo różańcowe. Chór śpiewają bardzo wyniosłym głosem, tonem łamanym, z niejaką jednak odmianą klawiszów, czyli nut chórowych, na płaczliwy pochodzącą. W każdym niemal monasterze mają kapelę, która w dni uroczyste gra msze śpiewane, oprócz wielkiego postu, w który sami tonem chórowym mszą śpiewają. Od Trzech Króli aż do wielkiego postu miewają co wtorek i co czwartek kolędy w refektarzu; jest to schadzka dla różnej zabawy zakonników, przy której kapela im przygrywa. Adwent poszczą na rybach, ale tylko sam adwent od pierwszej niedzieli adwentowej, nie od Wszystkich Świętych, jak ten post zaczynają zakonnicy reguły św. Franciszka. Te osim monasterów wyżej wyrażone formowały kongregacją, czyli prowincją, długi czas pod rządem jednego prezydenta, z między opatów na tę godność znaczącą prowincjała obranego. Dziewiąty monaster, lubieński, w Wielkiej Polszcze, mil trzy od Leszna, zaszczepiony od mnichów sprowadzonych z Klunjaku, nie należał do prowincji, rządził się sam sobą, pod swoimi opatami. Ma też tę osobliwość od innych benedyktynów różną, że wśród klasztoru nie używa kaptura i czapki nosi bobrowe, wysokie, takie jakich używają jezuici. W innych wszystkich okolicznościach stroju i rządu stosują się z drugimi monasterami. W takim odszczepieniu albo niezłączeniu się z prowincją benedyktyni lubieńscy zostawali aż do roku około 1750, około którego przyjęli jedność z prowincją, czyli kongregacją. Strój jednak swój dawny utrzymują.
Szkół swoich także długi czas nie mieli, posyłali zazwyczaj kleryków swoich do szkól jezuickich do Poznania. W takich szkołach wydoskonaliwszy się, Franciszek Starzeński, brat rodzony starosty brańskiego, stawnego sekretarza hetmana wielkiego koronnego Jana Klemensa Branickiego, uformował w swoim monasterze szkoły; lat kilkanaście pracując nad młodzieżą zakonną tyle dokazał, że potem nie tylko swoich profesorów miał ten monaster, ale też i do innych po przyjęciu unii z kongregacją onych udzielał. Za co monaster, odmierzając się mu wdzięcznością, długi czas po Rozdrażewskim, opacie swoim zmarłym, rządząc się przeorami, jego opatem obrał. Lecz ten mąż wypracowany i pobożny na lat kilka przed śmiercią wpadł w jakieś pomięszanie rozumu, które go do niczego niezdatnym uczyniło. Cierpiał go atoli monaster w tej słabości do samej śmierci, przydawszy mu kuratorów do pilnowania jego zdrowia i rządu dóbr.
Kapitułę generalną obyczajem innych zakonów składają co trzy lata za koleją monasterów podług ich dawności. Na kapitułę taką zjeżdżają opaci, przeorowie i po dwóch z każdego monasteru wokalisów, którzy reprezentują swój monastyr i od niego zlecone interesa traktują. Dlatego zaś przeor i dwóch wokalisów musi się znajdować na kapitule z każdego monasteru, iż monaster bez przeora, a przeor bez monasteru żadnych interesów promowować nie może. Na kapitule z opatów obierają jednego prezydentem do wizytowania monasterów i z przeorów obierają dwóch wizytatorami do wizytowania plebaniów i probostwów. Co też gdzie potrzebuje poprawy albo nowej jakiej instytucji, na kapitule odbywane bywa. Co się zaś tycze urzędów szczególnych monasterskich, jako to przeorstw, lektorstw i prowizorstw, tych kapituła nie obiera, ale każdy monaster z osobna w swoich czasach, jako się wyżej napisało.
O zakonnikach ritus graeci
W obrządku greckim nie widziemy w całym świecie, tylko jeden zakon świętego Bazylego, który dawnością swoją bierze pierwszeństwo wszystkim zakonom obrządku łacińskiego, wyjąwszy karmelitów-antykwistów, którzy pochodzenie swoje, pod artykuł wiary jednak nie podpadające, wywodzą od św. Eliasza.
Bazylianie są w Polszcze dwojacy: jedni są z Kościołem Rzymskim złączeni i tych zowiemy unitami; drudzy są od tegoż Kościoła Rzymskiego z dawna odszczepieni i zowiemy ich schizmatykami.
Unitów na Rusi i w Litwie jest bardzo wiele klasztorów, a w Warszawie jedna tylko rezydencja z trzech albo czterech zakonników złożona przy kapliczce małej na Podwalu, w pałacu metropolity ruskiego, dla wygody przychodniów i mieszkańców warszawskich obrządku ruskiego uformowanej.
Schizmatyckich klasztorów znajduje się także w tychże prowincjach niemało i w Warszawie na Lesznie mają także kapliczkę małą.
Strój bazyliański, unitom i dyzunitom jednakowy, do jezuickiego dużo podobny, oprócz kaptura, którego nie nosili jezuici, a bazylianie noszą. Kolor habitu czarny, materia: sukno i kamlot podług czasu pory. Po klasztorach chodzą tylko w sukni jednej, która jest długa, fałdzista, z kołnierzem wysokim, z rękawami wąskimi, około pięści opiętymi. Pas czarny, roboty pasamońskiej. Gdy idą do chóru albo na ambonę, albo wychodzą za fortę, biorą na wierszch sukni płaszcz szeroki i mały kaptur wiszący na plecach, z dwiema końcami na piersi spadającymi, w szerokości i podobieństwie stuły na pół łokcia długiej. I taki strój jest publicznej formy, którego za klasztorem używają, gdy się pokazują parami. Gdy zaś idą pojedynczo, jak to superiorowie i prokuratorowie, natenczas używają zwierszchnich sukien z rękawami przestronnymi. Czapki noszą w zimie wykrawanki futrem lisim podszyte, w lecie kapelusze. Głowy strzygą na modę świeckich księży, to jest krótko przystrzygając włosy na całej głowie, a z tyłu cokolwiek dłuższe zostawując. Na wierszchu głowy golą także korony małe, jak świeccy księża. Z początku panowania Augusta III wszyscy bazylianie nosili zapuszczane brody, nawet i biskupi, którzy ordynaryjnie bywają z ich zakonu. Od średnich lat panowania tegoż króla biskupi ruscy poczęli golić brody, a ku końcu jego panowania wszyscy, tak bazylianie, jak i biskupi, brody ogolili i tym tylko w powierszchownej postaci różnią się od schizmatyków, że ci, tak biskupi, jak zakonnicy i popi, to jest świeccy księża, noszą brody. Duchowieństwo zaś świeckie obrządku ruskiego unickiego jedni noszą brody, drudzy je golą, tak jako i jedni mają żony, drudzy nie mają.
Zakonnicy bazylianie-unici w formalnych konwentach zawsze jadają tylko z masłem i rybami, a w posty, których mają cztery do roku: piotrowkę, filipowkę, spasowkę i wielki post, poszczą na oleju i rybach. W drodze i w rezydencjach nie czyniących formalnego klasztoru w czasy od postu wolne jadają z mięsem.
Bazylianie schizmatyccy w tym przechodzą unitów, że nigdy mięsa nie jedzą, a w wielki post nawet ani ryb, karmiąc się tylko samymi legominami i jarzynami, dwa dni jednak w tymże poście wielkim mają pozwolone ryb jedzenie. Który to post tak ścisły zachowują nawet świeccy ludzie schizmatycy, między którymi znajdują się drudzy tak twardo poszczący, osobliwie Moskale, że tylko w niedzielę jedzą potrawy gotowane, a przez cały tydzień posilają się tylko szklenicą wody ciepłej z kaszą jaglaną na mąkę roztartą roztworzonej.
Są także w obrządku greckim unitów i dyzunitów albo schizmatyków zakonnice bazylianki, jednakową obyczajność z zakonami męskimi zachowujące. Pod panowaniem Augusta III bywały w Warszawie kobiety ruskie, czarnego koloru w nakryciach głów i sukniach zażywające, od którego koloru nazywano je czernicami; te były na kształt naszych tercjarek, wizytek albo dominikanek, które mięszkają w kupie, ale nie są za klauzurą, żyją z pracy rąk i chodzą w odzieniu zakonniczym. Czernice ruskie pospolicie przedawały po Warszawie nici białe.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
subMildev
free theme by
spleen
&
Programosy
Regulamin